sobota, 30 listopada 2013

Miękkie ciasteczka, czyli wątróbka inaczej.

Jako że nasz słoik z ciasteczkami powoli się opróżnia, postanowiłam upiec nowe.
Naszło mnie na te wątróbkowe, jednak nie "kwadraciki" i tak powstał trochę zmodyfikowany przepis na psie wątróbkowe ciacha.
Wyszły mi podobne jak pasztetowe, ale są o wiele zdrowsze i smaczniejsze, ale też miękkie, co znaczy, że długo nie wytrzymają i trzeba się będzie ich pozbyć (a gwarantuję, że znikną bardzo szybko ;)).





Ciekawskim daję przepis :
- wątróbka drobiowa - ja wzięłam 200 gramów (20 dag) i wyszło mi ok. 40 ciasteczek o średnicy 3 cm (więc spore)
- mąka - dodawałam "na oko"
- jajko
- majeranek

Nastawiamy piekarnik na 220 *C.

Wątróbkę gotujemy (wrzucamy do wrzącej, niesolonej wody i gotujemy przez 10-15 minut) i odstawiamy do ostygnięcia (radzę postawić wysoko i najlepiej nie obok otworzonego okna - cały aromat wtedy leci na psa, który wtedy najchętniej by ją zjadł, bez zbędnych modyfikacji ;)).
Po ostygnięciu kroimy/siekamy na drobne kawałeczki i wrzucamy do miski.
Rozdrabniamy jeszcze trochę widelcem i dodajemy resztę składników.
Jeśli ciasto jest za gęste, można podlać je trochę wywarem, w którym gotowaliśmy wątróbkę.
Ciasto powinno wyjść strasznie ciapowate i klejące o kolorze "brudnego beżu".
Najlepiej nakładać je 2 małymi łyżeczkami.

Blachę z ciasteczkami wstawić do nagrzanego już piekarnika i piec przez ok. 15 minut.
Ot, cała filozofia ;p

Przy okazji wpadłam na pomysł, że jakby zmodyfikować trochę ten przepis, to wyszłaby całkiem sensowna pasta do Konga...
Przy najbliższej okazji spróbuję taką zrobić i jak zwykle pochwalę się efektami ;)

Dodatkowo, korzystając z włączonego piekarnika ususzyłam Alexowi kilka serc (też kurzych) na spróbowanie.
Jednak głupek zamiast żuć, to połyka w całości -.-


A odbiegając od tematu...

O dłuższych spacerach nie ma mowy. Za wcześnie robi się ciemno i zimno (chociaż to drugie to już od rana do nocy...), więc młodemu musi wystarczyć kilka krótkich spacerów i biedak nie ma się gdzie wyszaleć.

A ja usilnie zbieram kasę na klatkę.
Mam już połowę i (o ile nie wydam na coś "bardzopotrzebnegocomuszęmiećwtejchwili") po świętach już powinnam ją kupić.

Widzę, że obserwatorów (i wyświetleń - ponad 5000) trochę przybyło (i niech przybywa dalej!), ale z konkursem trzeba jeszcze poczekać.
Jakoś nikt nie kwapi się, aby zostać sponsorem -.-
A co wy chcielibyście wygrać?

No i dalej czekamy na pierwszy w tym roku śnieg, bo w Lublinie nie napadało NIC.

Tymczasem pozdrawiamy ;*

wtorek, 26 listopada 2013

Mglisty spacer + moja nietypowa opinia ;)

W niedzielę byliśmy nad naszym Zalewem.
Ot, zachciało mi się dłuższego spacerku ;)
Z domu wyszliśmy dość wcześnie, o 9.30 (jak na mnie to bardzo wcześnie ;p) a ok.10 już byliśmy na miejscu.
Ujrzeliśmy Zalew pokryty piękną mgłą z X iloscią małych łódeczek z wędkarzami.
Żałowałam, że nie ma aż takiej mgły, która otaczałaby nas, bo naszła mnie ochota na klimatyczne zdjęcia, no ale jak się nie ma co się lubi...
Ale i tak macie tu kilka klimatycznych...





Co do naszych nowych szelek (bo o nich też warto jeszcze wspomnieć), to są cudowne!
Świetnie się układają na psie i mam wrażenie, że jemu też w nich wygodnie ;)
Po dłuższym użytkowaniu zrobimy test.






A co do nietypowej opinii, to jest, ale nie psia ;p
Ta akurat jest bardzo słodka (aż za słodka dla psiaków) i dla ludzi ;p
Albowiem, chcę wam opowiedzieć o genialnych cukierkach.
Niedawno przeglądając Komixxy trafiłam na jeden, gdzie było zaczarowane słowo "Jelly Beans" (niektórzy na tym etapie mogą już wiedzieć, o czym będę pisać ;))
Oczywiście ciekawość porwała mnie do sprawdzenia tego hasla w Googlach.
Po obejrzeniu filmiku (warto obejrzeć), gdzie dziewczyna opowiada o tychże cukierkach już wczoraj wsiadłam w autobus i jechałam pół miasta po ich paczkę (a tak właściwie to 2 ;p).
I nie żałuję! Są pyszne!
Na zewnątrz twarda otoczka, a w środku coś żelkopodobnego.
Do tego jest aż 36 smaków.
Podpowiem, że to cudo można kupić w Rossmannie lub Empiku za nie więcej niż 10 zł.
Polecam kupić, chociaż na spróbowanie (chociaż tak naprawdę to też podróbka, oryginalne nazywają się Jelly Belly, ale chyba nie są do dostania w Polsce) ;)







A ja już powoli zaczynam organizować sponsorów konkursu (chociaż jak na razie z żadnym skutkiem -.-).
Nabyliśmy też nową obrożę (po prostu nie mogłam się powstrzymać!), ale jej fotki przy okazji w następnym poście ;p

Tak z nowości to chyba tyle, pozdrawiamy ;*

niedziela, 17 listopada 2013

Mikołaj? Czy to nie za wcześnie?

Do świąt został jeszcze ponad miesiąc.
Niektórych może denerwować, że już nawijam o świętach, ale mnie ta atmosfera powoli zaczyna już się udzielać.
Oferty sklepów, telewizja, internet - wszystko nam o tym przypomina.

I ja już kupiłam już część prezentów dla młodego.
(Przy okazji i mnie się dostał nowy dywan, który swoją drogą, Alex zdążył polubić - bez przerwy by go skubał...)

Ostatnio posprzedawałam trochę rzeczy i kupiłam nowe, jednak w planach ciągnie się za mną jeszcze długa lista zakupów.

Na pewno musimy jeszcze kupić :
- adresówki - więcej niż jedna (może ktoś poleci jakieś tanie i wytrzymałe?)
- frisbee (fastbacki) - na wiosnę spróbujemy swoich sił i zaczniemy wszystko od początku (oby to nie była tylko chwilowa fascynacja dyskami...)
- linka (15m)
- szelki norweskie + kilka kolorowych obróżek
- klatka (materiałowa lub metalowa - nad tym się jeszcze zastanawiam)
- piłki - ot tak, do zabawy (Hoko, Kong lub jakieś inne)
No i muszę odkładać na wiosnę na wizytę u fryzjera - Alex wygląda koszmarnie, dlatego wolę to zostawić profesjonalistom. Wybierzemy się pewnie na przełomie marca/kwietnia, kiedy już będzie dosyć ciepło - i na obrożę przeciwkleszczową i przeciwpchelną (na razie myślimy o Foresto), która przetrwa cały sezon kleszczowy.

Aktualnie za sobą mamy już kupno najpilniejszych rzeczy, czyli smyczy, kagańca i szelek (te musiałam kupić, gdyż innych nie mieliśmy, a nie wyobrażam sobie dłuższych spacerów na obroży + Flexi).
Przy okazji skorzystałam z promocji w Aquaelzoo i kupiłam 2 paczki smaczków w cenie jednej.

W końcu zdecydowałam się na kupno kagańca Chopo i nie żałuję.
Faktycznie jest lepszy od skórzanych, plastikowych czy metalowych (o nylonowych tubach nie wspomnę).
Chociaż trochę się na niego wykosztowałam, to jestem zadowolona z efektów, bo młody może w nim spokojnie ziać, pić wodę czy jeść smakołyki.
Osobom stojącym przed wyborem kagańca serdecznie go polecam (może napiszę o nim kiedyś dłuższą opinię?).






No i widzę, że przybyło obserwatorów (+ ponad 4,7 tys wyświetleń), co mnie bardzo cieszy i co znaczy, że już chyba czas pomyśleć o jakimś konkursie ;)

Listopad mija nam w zastraszającym tempie, a my wykorzystujemy go bardzo leniwie.
Praktycznie cały dzień siedzimy w domu pod kocem.
Czasem wyjdziemy na jakiś dłuższy spacerek, ale już coraz rzadziej, gdyż wcześnie robi się ciemno i zimno...

Tymczasem pozdrawiamy listopadowo i do kolejnej notki ;*

poniedziałek, 11 listopada 2013

A życie toczy się dalej...

Żyjemy sobie...
Powolutku, spokojnie

Dwa miesiące po wakacjach minęły nam w zastraszającym tempie.
Ani się obejrzeliśmy, a już listopad.
Taki mokry, zimny, deszczowy listopad.
Po słonecznym październiku przydała nam się taka zmiana.
A więc nic, tylko kalosze na nogi, parasol i na spacer!

Dodatkowo pod koniec grudnia młody skończy 1,5 roku

Pewnie zauważyliście kolejną zmianę w wyglądzie bloga...
Próbuję jakoś to w końcu ogarnąć, ale nie mam czasu...
Stwierdziłam, że tamten szablon nie był najlepszy, no i strasznie długo się ładował (czasami dopiero za którymś razem -.-), więc wróciłam do tego.

Dzisiaj natomiast byliśmy u babci, co oznaczało kilkugodzinny spacerek.
Oczywiście nie mogło zabraknąć latania po cudzym polu i wyjadaniu pozostałych roślinek ;p









A tak wyglądały potem Alexowe łapy...




I panoramiczne :

Co tam jest?
Tam coś jest! Czuję!
Zaraz zobaczymy...


Tymczasem pozdrawiamy  ;*